Rolnictwo
Nasz dotychczasowy dorobek na morzu
W dniu 10 lutego przypada rocznica odzyskania wolnego dostępu do morza. Zastanówmy się przeto choćby przez chwilę, czegośmy dokonali na tym naszym wybrzeżu morskim i jakie korzyści potrafiliśmy z morza osiągnąć. Jeszcze w 1920 r. brzeg polski był pusty, a nasza' wielka obecnie Gdynia była tylko małą, biedną wiosczyną rybacką. Pamiętam, gdy przejeżdżałem w tym czasie z Gdańska do Berlina, w chwili gdy pociąg mijał puste, biedne brzegi naszego morza, Niemcy znajdujący się w wagonie aż zataczali się ze śmiechu, patrząc na te biedne okolice. Zapewniali mnie, że Polska żadnych korzyści nie wyciągnie z tej kupy piasku i obszarów słonej wody. Dziś bywa inaczej. Dzisiaj muszą nas tylko podziwiać. Minął bowiem krwawy i ciężki dla nas rok 1920, minął okres markowy. Gdy został uporządkowany Skarb, niezwłocznie przystąpiliśmy do zagospodarowania wybrzeża morskiego. Nie mało to trudów kosztowało. Sam tylko port w Gdyni kosztował jedną trzecią część miliarda złotych, a łącznie z miastem — nawet przeszło miliard złotych! Była to duża ofiara ze strony całego społeczeństwa. Koszty te bowiem pokryte zostały przez cały Naród: i przemysł i handel i rolnictwo zapłaciły łącznie ten miliard złotych dla zagospodarowania brzegu morskiego. Olbrzymi to wydatek, a jednak już się sowicie opłacił. Jedna tylko Gdynia wchłonęła przeszło 80 tys. mieszkańców, osłabiając tym skutki bezrobocia w Polsce. Rozbudowując własny port, Polska zaoszczędza rokrocznie około 200—250 milionów złotych. Mianowicie przeładunek towarów, przechowywanie itp. czynności niejednokrotnie więcej kosztują niż sam przewóz i to na bardzo znacznych odległościach. Dawniej nasz wywóz zamorski dokonywany był za pomocą portów obcych, przez Hamburg i Szczecin. Obecnie wywozimy przez własny port i tym samym wszelkie wydatki ,,portowe" pozostają w kraju. W ten sposób w ciągu ostatnich 14 lat zaoszczędziliśmy na handlu zagranicznym, licząc bardzo ostrożnie, około 21L miliarda złotych. Powyższe wskazują, że na Gdyni zrobiliśmy wcale dobry interes: kosztowała nas miliard, a w ciągu 14 lat dała zysku co najmniej 2\i miliarda. O znaczeniu Gdyni dla naszego życia gospodarczego najlepiej świadczą następujące cyfry. W 1936 r. przywieźliśmy 3 miliony tonn towarów wartości 1 miliarda zł. Z tego przez Gdynię przeszło 1.200 tysięcy tonn wartości 600 milionów zł. Jednocześnie ogólny wywóz z Polski wynosił 13 milionów tonn wartości 1 miliarda zł, z czego przez Gdynię przeszło 61 Ł miliona tonn wartości 370 mil. zł. Między innymi wywieźliśmy przez Gdynię 313 tys. tonn drzewa, 62 tys. tonn cukru, 20 tys. tonn bekonów i wędlin, 33 tys. tonn nawozów sztucznych i 5.543 tys. tonn węgla i koksu. Do powyższego doliczyć należy i zyski osiągnięte z przewozu towarów zagranicznych na naszych statkach morskich. Obecnie posiadamy 66 statków o pojemności 96 tysięcy tonn. Jest to co prawda flota nieduża, zwłaszcza w porównaniu z flotą handlową Niemiec, Szwecji czy Danii, jednakże 10 lat temu prawie nie mieliśmy statków handlowych morskich i dlatego z dorobku tego naprawdę możemy być dumni. Flota handlowa nie tylko daje bezpośrednie korzyści ich właścicielom, lecz również daje zatrudnienie licznej załodze, jak i personelowi zatrudnionemu na lądzie (urzędnikom biurowym, majstrom w warsztatach okrętowych i zwykłym robotnikom portowym). Morze również nas żywi, dostarczając znacznych ilości tanich i pożywnych ryb. W 1936 r. mieliśmy bez mała 2 tysiące rybaków, którzy wydobyli z morza 233 tys. q ryb, w tym 151 tys. q szprotów, które są tanie, a więc dostępne dla najbiedniejszej ludności w Polsce. Łączna wartość tego połowu wynosiła 4 miliony złotych. Jest to suma stosunkowo nieduża, lecz z każdym rokiem wzrasta. Już obecnie nasi rybacy poławiają śledzie daleko pomiędzy Anglią i Norwegią. A połów śledzi nie jest fraszką, gdyż np. obecnie sprowadziliśmy z zagranicy 52 tysiące tonn (5 tys. wagonów) śledzi wartości 19 milionów złotych. Rozbudowując własną flotyllę rybacką może niedługo będziemy mogli zachować te 19 milionów dla naszych rybaków. Ale nie dość jest zagospodarować brzegi morskie, nie wystarczy również rozbudować flotę handlową i rybacką. Należy urządzenia te tak zabezpieczyć, aby na wypadek wojny nie zostały zniszczone, bądź unieruchomione. Konieczne jest zatem zbudowanie również i odpowiednio silnej floty wojennej. Obecnie posiadamy kilka łodzi podwodnych, kilka dużych kontrtorpedowców i torpedowców. Jest to co prawda flota znacznie słabsza np. od niemieckiej i rosyjskiej, ale nasze okręty wojenne są nowe, zbudowane według najnowszych zasad. Nie wystarczą na to jednak jedynie zasoby skarbu państwa. W rozbudowie floty wojennej musi wziąć udział całe społeczeństwo, dobrowolnie składając na ten cel ofiary. Podkreślić należy, że przedwojenna niemiecka flota wojenna w dużym stopniu zbudowana została z ofiarności społecznej, z drobnych datków kobiet i młodzieży niemieckiej. Jest to tym bardziej ważne, że flota wojenna odgrywa rolę jakby dużej uczelni. Okręt jest dużą maszyną i poborowy po przesłużeniu staje się nie tylko marynarzem, lecz również wykwalifikowanym mechanikiem, elektrotechnikiem, bądź szoferem. A więc morze nie tylko nas wzbogaca, ale i kształci. Z tego, cośmy wyżej powiedzieli wynika, że zdobycze nasze na odcinku morskim są bardzo duże, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że wszystkie te prace zostały przeprowadzone w ciągu ostatnich 14 lat, z czego połowa przypada na ciężki okres kryzysowy. Jest to bezwzględnie zasługą całego społeczeństwa.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”