Rolnictwo
Wrażenia z pokazu
Pokaz wypadł akurat na dzień deszczowy, zimny, ponury. Zwoleń pływał w błocie. Zdawało się, że w taką pogodę nikt nie przyjedzie na pokaz, że nikt nawet nosa nie zechce wychylić z chałupy. A tu tymczasem około 9-ej rano zjawia się pierwsza fura, po niej druga, trzecia, czwarta... Każda przywozi po kilka osób. Przybywają zespoły z najdalszych okolic, a więc: z Janowiec, Przy-łęk, Oblassy, Trzcianki pod Puławami. Przyjechali z daleka. Pomarzli, mówić nie mogą, ręce pokulone z zimna. Mieli do przebycia dwadzieścia parę kilometrów, a jednak pierwsi przyjechali. Tak jakoś często bywa. Przyjechali i inni. Są aż z Oleksowa, z Woli, Czarnolasu (siedziby Jana Kochanowskiego), z Florianowa, z Brześć, z Ławeczka i Łagowa, z Zielonki i Tczowa. Wszyscy przyjechali. Aż wierzyć się w to nie chce. Młodzi nie lękają się zimna, deszczu ni wiatru. Zjawili się tu bez względu na pogodę, by pokazać jak i co zrobili oraz zobaczyć, co też zrobili inni. Porównać wyniki. Na stołach coraz więcej eksponatów. Przybrane wszystko pięknie kwiatami. Nastrój coraz bardziej odświętny i uroczysty. Nie dziwota, przecież to świętowanie po całorocznej pracy. Na stoiskftch, obok eksponatów pojawiają się białe kartki z napisami, wyjaśniającymi jaka organizacja, podającymi miejscowość, nazwisko i mię, wynik pracy, zestawienie rachunkowe. Mimo woli zwraca się uwagę na to ostatnie. Tu np. widać, że koszt wyprodukowania jednego centnara wynosi 1 zł 50 gr, a tam znów 2 złote. Tu wartość zbioru wynosi 8 zł, a tam — w takich samych warunkach — tylko 5 złotych. Tu, jak widać, opłacalność jest dobra, a tam — kiepska. Cisną się do głowy różne pytania: Dlaczego tak jest? Kto temu winien? Czym to usprawiedliwić? Jak poprawić? Oto i mamy naukę. Samo szukanie przyczyn tych niby groszowych różnic jest właściwie wątkiem myślenia gospodarskiego. Na poletku chodzi o grosze, a w odniesieniu do* całego gospodarstwa — o złote, dziesiątki złotych, a może i setki. Tutaj jest początek rachunków i tu istota opłacalności dobrej lub złej pracy na roli. Nie są to więc zabawki, o nie! Pilnie przyglądając się stoiskom i przeglądając rachunki, jedna rzecz osobliwie człowieka zastanawia. I to trzeba z całym naciskiem podkreślić. Istnieje mianowicie jakaś dziwna współzależność pomiędzy wysokością zbioru z pola, a ilością odbytych zebrań w zespole. Widać, że te zebrania coś tu znaczą. Ale co? Przyglądamy się i stwierdzamy, że im więcej w danym zespole było zebrań, więcej czytania i dyskusji, tym mniej popełnianych błędów w pracy, a dzięki temu osiągnięto większy plon i większy czysty dochód. A więc to tak? To te rzeczy są aż tak proste i logiczne? Wynikają przecież jedna z drugiej i tak bardzo trafiają człowiekowi do przekonania. Teraz dopiero staje się zrozumiałym, dlaczego to ilość zebrań samokształceniowych, zorganizowanych i przeprowadzonych przez zespół zimą, nie powinna być sprawą obojętną: ważne jest, czy tych zebrań będzie pięć, czy dwadzieścia pięć. Teraz dopiero łatwo pojąć, dlaczego to niektóre zespoły, jak np. z Janowca, Ławeczka, Zwolenia, czy Florianowa odważnie i dumnie pokazują swoje liczne protokóły zebrań i dlaczego w tym dniu nie obawiają się o wynik egzaminu. Solidna praca przez całą ubiegłą zimę dała im właśnie tę pewność siebie i zadowolenie z wyników. Nadchodzi znów zima — zapewne i tej nie zmarnują. Wszelkie pomoce naukowe znalazły dziś honorowe miejsce obok eksponatów ż pola. Oto tenże Janowiec z nad Wisły umieścił tuż nad stołem cały bogaty zbiorek własnych referatów, skrótów, rysunków — ułatwiających naukę z zakresu życia rośliny — w postaci jak gdyby kalendarza ściennego. Schodzą się ludzie i oglądają. Są tu barwne wykresy przedstawiające różnice w zbiorach u poszczególnych uczestników. Na stole broszurki, a obok nich starannie, czysto i pracowicie cały rok wypełniane dzienniczki. To samo prawie widać i u innych okolicznych zespołów. Znać, że rozumieją istotę pracy, jej cel i znaczenie. Potwierdza to zresztą egzamin. Pytania i dawane odpowiedzi napełniają człowieka radością i przekonywują, że cały roczny wysiłek zespołów nie poszedł i nie pójdzie na marne. Że właśnie z tych ludzi, którzy tu przyjechali, wyrastać będą nowi, prawdziwi rolnicy. Każdy z tych młodych gdy raz zrozumiał i stworzył lepsze warunki wzrostu roślinie, zwierzęciu, a i sobie samemu, już do dawnego niechlujstwa nie wróci. Gdy dziś w ogródku zamiast pokrzyw rosną piękne kwiaty, gdy na warzywniku krzak pomidora przymocowany jest do porządnego palika odpowiednim kawałkiem włókna, zamiast nędznym powrósłem lub starą pończochą (bo i tak bywa), i to do koślawego patyka — to ten pozornie drobny znak jakże wymownie świadczy, że praca tam jest staranniejsza i uczciwsza, a i w duszy tego człowieka mniej musi być zaniedbania i nędzy. Oto wrażenia, jakie budzi pokaz. Dobrze jest przy obrachunku rocznym, gdy przemijają pokazy i zakończenia prac w powiecie, w zespole — obejrzyć się na chwilę i wyciągnąć wnioski na jutro, na przyszłość najbliższą i daleką. Gdy zakończył się nasz pokaz w Zwoleniu, było na świecie ciągle jeszcze pochmurno i zimno. Zdawało się jednak, że przez okno zajrzał wesoły i radosny promyk słonka. Promyk nadziei, że nastanie lepsza dola i jaśniejsze jutro. Po chmurnych dniach przyjdzie wreszcie pogoda.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”