Rolnictwo
Nasi rodzice
Często słyszy się narzekania naszych kolegów, że im rodzice nie pozwalają stosować w gospodarstwie różnych ulepszeń, z którymi zapoznali się bądź to w szkołach rolniczych, bądź to w PR. Narzekania te wypływają z głębi serc ludzi młodych, pełnych życia, przekonanych że mają słuszność i chcących na gwałt wprowadzać w gospodarstwach zmiany na lepsze. Rodzice jednak kierują gospodarstwem, są przekonani że robią wszystko dobrze, nie chcą więc od razu uwierzyć „nowościom", bo nieraz zresztą sparzyli się na nich, a jednocześnie czując się odpowiedzialnymi za gospodarstwo nie pozwalają młodym na zmiany, zwłaszcza na zmiany zbyt wielkie. Stąd powstają nieporozumienia które rozgoryczają i rodziców i dzieci. Rodzice są rozżaleni, że „szkoleniem" popsuli sobie dziecko; dziecko zaś traci uznanie i szacunek dla swych rodziców, jest niezadowolone z życia. Całość zaś gospodarstwa najwięcej na tym traci, gdyż już nie ma w nim należytego ładu. Nie ma w gospodarstwie wspólnej myśli kierowniczej — każdy robi co innego. Wojskowi to powiadają tak: lepiej gdy jest jeden dowódca nawet zły, niż gdy jest kilku dobrych, ale kłócących się między sobą. Bo gdy jest jeden dowódca, to można nie wygrać bitwy, ale zawsze będzie jaki taki ład, podczas kiedy będzie ich kilku, to na pewno i wojnę przegrają i stale będzie bałagan. Tak samo jest i z gospodarstwem. Doradzać gospodarzowi można, ale gospodarzyć muszą wszyscy zgodnie, inaczej gospodarstwo nigdy „nie stanie na nogi". Gospodarka na wsi ma to do siebie, że nie można jej ulepszyć od razu. Przez szybkie zmiany bardzo łatwo można nawet popsuć gospodarkę. Nawet bardzo światły i doświadczony gospodarz nigdy nie robi „rewolucji" w gospodarstwie. Zmiany wprowadza po porządku i powoli, w miarę najko-nieczniejszych potrzeb, i to po uprzednim dobrym przemyśleniu wszystkiego. Na wyniki zaś tych zmian czekać nieraz trzeba długie lata. Dla tych to względów nam, młodym, nie należy się burzyć, gdy rodzice nie pozwalają na zmiany. Przecież każdy przyzna, że rodzice chcą jak najlepiej. A więc czyż można oburzać się na nich za to, że się obawiajr by syn czy córka nie popsuli coś w gospodarstwie? Raczej powinniśmy czuć dla nich za to większy szacunek, choćby nawet ostro nam odmówili i słowem zranili. W tej chwili kożdemu nasuwa się pytanie: w takim razie po co uczymy się, skoro nie możemy tych nauk stosować w życiu? Otóż tak źle nie jest. Rodzice nasi pozwalają na wprowadzenie ulepszeń w gospodarstwie, muszą się tylko przekonać, czy my te zmiany potrafimy przeprowadzić i czy te zmiany są pożyteczne. Musimy więc starać się ich przekonać w tym. Czyż matka zabroni córce zamiatać izbę, zawsze ją czysto utrzymywać, statki porządnie zmywać, kwiaty hodować, rodzeństwo obszywać? Nie! Czyż ojciec zabroni synowi bydło w czystości utrzymywać, karmić je należycie, porządki na podwórku robić? Nie! Nigdy się nie zdarza, by rodzice sprzeciwiali się rzeczom dobrym i pożytecznym. Przeciwnie, radzi są, że ich dzieci „w szkołach się nie popsuli", że nie wstydzą się pracy, pożytek dla gospodarstwa przynoszą, a rodziców szanują. Z takich dzieci rodzice są dumni. Widzą, że ich dzieci nie są głupie, a ukończę- -nie szkoły było pożytecznym. Nabierają przekonania i pewności, że mogą swym dzieciom zaufać i powierzać coraz ważniejsze prace w gospodarstwie. W ten sposób, po pozyskaniu zaufania rodziców, po wykazaniu się pracą i umiejętnością, powoli może syn czy córka wprowadzać coraz ważniejsze zmiany w gospodarstwie. Młodzi nie są rozżaleni na rodziców, nie tracą dla nich szacunku, lecz sami ten szacunek zdobywają. Wówczas młodzi naprawdę wprowadzają postęp na wieś i są n bardzo pożytecznymi jej synami. Inaczej bywa z tymi „rozżalonymi". Nie można ich potępiać, bo oni mają też jak najlepsze chęci. Niewłaściwie tylko zabrali się do swej pracy pionierskiej. Otóż ludzie są tylko ludźmi, a więc są omylni, choć są dobrej wiary. Pomylić się może każdy, ale ten będzie mądrzejszy, który błąd swój spostrzeże i naprawi go wcześnie. Przysposobienie Rolnicze prowadzi do tego, by młodzi przepracowywali teraźniejszość na lepszą przyszłość. I to jest bezwzględnie dobre. Ale od czasu do czasu pojawiają się ludzie, którzy łudzą się, że przebudują wieś na wzorową, skoro nauczą młodych, a jednocześnie zbuntują tych młodych przeciw rodzicom. Pewnie, że można i w ten soosób otrzymać jakieś wyniki. Tak np. robią w Sowietach i mają odpowiednie wyniki! Ale moim zdaniem nie można tego robić w Polsce, bo my jesteśmy troszeczkę inni — to raz, a po drugie — wszelaki postęp na wsi wprowadzony w drodze współdziałania całej rodziny będzie głęboki, trwały, a kto wie czy nie prędszy nawet w urzeczywistnieniu od postępu wprowadzanego w drodze rewolucji dzieci przeciw „staremu porządkowi". W naszych warunkach rodzina jest najniższą i najważniejszą i najbardziej ścisłą komórką społeczną, i to komórką naturalną, a nie sztuczną. Dobra rodzina mniej więcej jednako myśli, jednako pracuje. Jeśli w tej rodzinie znajdzie się jednostka, która potrafi przekonać innych o pożytku z ulepszeń, to tymi ulepszeniami przejmie się cała rodzina i będzie je urzeczywistniała. Jeśli jednak w tej rodzinie znajdzie się jednostka, która będzie chciała rządzić się po dyktatorsku, to najczęściej albo rodzina na to nie pozwoli, albo pozwoliwszy nie będzie wierzyła w pożytek z ulepszeń, a wówczas postęp nie będzie głęboki lecz płytki, a cała działalność rodziny nie będzie zgodna.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”