Rolnictwo
Gospodarcze znaczenie morza dla polskiej gospodarki
Mamy wolny dostęp do morza — okno na świat, jak je dzisiaj nazywają. Chociaż skrawek stosunkowo niewielki, jednak dla nas musiał stać się wystarczającym. Potrafiliśmy się szybko i nieźle na nim zagospodarować. Pobudowaliśmy wielkie miasto, oraz wielki port, bogaty w najlepsze, najbardziej nowoczesne urządzenia. Port nasz — Gdynia, winien być naszą chlubą i dumą narodową. Zastanówmy się jednak przez chwilę, po co nam to wszystko potrzebne. Czy aby tylko dla ułatwionych wyjazdów za granicę? A jeżeli tak, to niby w jakim celu? Krótko mówiąc, winniśmy zastanowić się i zrozumieć znaczenie gospodarcze morza dla nas. Jeszcze nie tak dawno większość mieszkańców Polski uważała, że morze to przeszkoda, która oddziela jedne państwa od drugich. Obecnie jednak, gdy uzyskaliśmy własny dostęp do morza, gdy na razie nieśmiało, tytułem próby, zaczęliśmy żyć z morza, a następnie z całym rozmachem wrastać w nie, te poglądy uległy zmianie. Przede wszystkim morze stało się dla nas najważniejszym szlakiem handlowym. W 1929 r. przywieźliśmy i wywieźli za granicę towarów za łączną sumę 5 miliardów 900 milionów zł, w tym drogą morską za sumę 1 miliarda i 600 milionów zł, czyli zaledwie 27 %. W osiem zaś lat później, tj. w r. 1937, nasze obroty handlowe z zagranicą wynosiły bez-mała 2 miliardy i 500 milionów zł, jednakże przez nasze porty (Gdynia i Gdańsk) przewędrowało towarów za sumę 1,6 miliarda zł, czyli przeszło 64%. A zatem obecnie % całego naszego handlu zagranicznego odbywa się drogą morską, podczas gdy Vś przychodzi i wychodzi z Polski przez suchą granicę — głównie koleją. Dotychczas rozpatrywaliśmy tylko wartość handlu zagranicznego. Jeśli zaś będziemy brali jedynie wagę towarów, wówczas przekonamy się, że drogą morską sprowadzamy i wywozimy obecnie prawie 78^ wszystkich towarów. To wszystko wskazuje, że obecnie dla polskiego handlu zagranicznego znacznie ważniejsze są szlaki morskie niż lądowe. Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim przewóz drogą morską jest wielokrotnie tańszy od przewozu kolejowego. Okręt, na który możemy załadować np. 6 tysięcy ton towa- rów (co odpowiada ładunkowi 400 wagonów 15-tonowych, czyli 10 dużych pociągów), może je łatwo przewieźć i to przy pomocy nielicznej załogi okrętowej. Poza tym handel nasz drogą morską dlatego się jeszcze rozwija, że Polska musiała nawiązać stosunki gospodarcze z krajami dalszymi — zamorskimi. W pierwszych mianowicie latach po odzyskaniu Niepodległości handlowaliśmy głównie z najbliższymi sąsiadami: z Niemcami, Czechosłowacją i Austrią. W reku np. 1928 udział tych krajów w naszym handlu zagranicznym dochodził do 48%. Jeśli zaś uwzględnimy tylko wywóz z Polski, to okaże się, że udział tych 3 państw dochodził do 67 %. Jednakże pod wpływem kryzysu kraje te odgrodziły się od Polski wysokim murem opłat celnych, zakazów przywozu itp. utrudnień. Trzeba było szukać nowych odbiorców — bardziej odległych, a więc sięgać do krajów zamorskich. Obecnie udział krajów zamorskich w naszym wywozie dochodzi już do 64%. O wpływie morza na nasz handel zagraniczny najlepiej świadczy rozwój wywozu zboża. Jakie to są duże ilości najlepiej wskazuje fakt, że do przewozu ich trzeba by było w r. 1936 zużyć 74 tysiące wagonów kolejowych. Z wywiezionego zboża zaledwie 1I9 część sprzedano naszym bezpośrednim sąsiadom, reszta zaś poszła do krajów zamorskich. Te zmiany, jakie zaszły w kierunkach handlu zagranicznego, nie są bez znaczenia dla rolnictwa polskiego i dla całego życia gospodarczego państwa. Dawniej bowiem, gdy towar nasz sprzedawaliśmy najbliższym sąsiadom, cały zysk z obrotów handlowych szedł do kieszeni kupca zagranicznego. Kupiec zagraniczny u nas nabywał towary zazwyczaj w stanie nieoczyszczonym, niesorto-wanym, to znaczy towar niestandaryzowany. Za granicą towar przechowywano w składach (elewatorach, chłodniach), czyszczono, sortowano, nadawano nowe opakowanie i wówczas pod nazwą produktu zagranicznego, np. niemieckiego, szedł on w daleki świat. I kto na tym głównie zarabiał? Nasz rolnik otrzymywał stosunkowo niewiele, gdyż sprzedawał towar niskiej jakości. Już znacznie więcej zarabiał przedsiębiorca zagraniczny, a więc właściciel składów, chłodni i elewatorów. Zarabiał sporo i robotnik, który udo skonalał nasz towar; zarabiały np. niemieckie koleje żelazne, które woziły nasze pro- dukty od granicy do Hamburga, bądź Szczecina; zarabiał robotnik portowy i na ostatek zarabiały linie okrętowe, które rozwoziły nasz towar (ale pod obcą nazwą) po szerokim świecie. Inaczej mówiąc, pośrednictwo zagranicy było kosztowne. Trzeba było stworzyć własny aparat handlowy eksportowy. Poczynania te można było przeprowadzić jedynie w oparciu o morze: o własne porty i własne linie okrętowe. Nie była to sprawa łatwa. Trzeba było dokonać cudu: z niczego stworzyć dużą Gdynię, którą należało dostosować do handlu wszelkimi towarami. A to już jest sprawa skomplikowana: inne urządzenia potrzebne są dla przeładunku węgla kamiennego, inne dla drzewa, zboże wymaga elewatorów, a przetwory mięsne — chłodni. Trzeba też było dostosować do szybkiego i taniego transportu linie kolejowe, łączące ten pert z najodleglejszymi zakątkami naszego kraju; trzeba również było zakupić liczne okręty. Ale to jeszcze nie wszystko. Przecież jeszcze 10 lat temu nie umieliśmy sprzedawać żyta krajom zamorskim. Inaczej bowiem sprzedaje się korczyk ziarna na jarmarku w ,,Psiej Wólce", a inaczej dokonuje się umowy handlowej np. z Anglią na dostawę 10 tysięcy ton żyta określonego standartu, wilgotności, a nawet koloru. Nauka ta nie była ani łatwa, ani też tania. Obecnie jednak umiemy już wchodzić w bezpośrednie stosunki handlowe z najodleglejszymi krajami bez pomocy tych czy innych pośredników. Pozwala to nam zatrudnić własnych robotników portowych, własnych marynarzy, własnych urzędników i — co najważniejsze — sprzedać nasze towary możliwie jak najlepiej. Morze nie tylko zbliża poszczególne kraje, lecz również zbliża każdy kraj do niewyczerpanych bogactw morskich. A bogactwa te są dla nas niezbędne. Np. w 1929 r. sprowadziliśmy z zagranicy 84 tysięce ton śledzi wartości 49 mil. zł. W 1936 r. sprowadziliśmy 52 tys. ton wartości 19 mil. zł. Jest to uciążliwy wydatek, chociaż konieczny, gdyż śledź daje najuboższej ludności tanie białko, tani tłuszcz i tanią sól. Obecnie uruchomiamy własną flotyllę rybacką dalekomorską, która poławia na dalekich morzach (między Anglią i Norwegią) ryby, w tym głównie śledzie i dorsze. Ale to jeszcze nie wszystko. Każdy kraj winien dbać, aby jego stosunki handlowe nie były narażone na niebezpieczeństwo z przyczyn ubocznych. Na przykład handel Polski skierowany jest głównie na Zachód. Z sąsiadami wschodnimi (Rosją, państwami bałtyckimi) jest i będzie słabo rozwinięty. Dlatego też szlaki handlowe w kierunku zachodnim są dla nas najważniejsze. Przypuśćmy teraz, że Polska nie posiada własnego wolnego dostępu do morza, że korzystać musi jedynie z przewozów przez suchą granicę — kolejami. Podczas ogólnego pokoju położenie kraju nie byłoby rozpaczliwe. Ale dajmy na to, że wybucha wojna pomiędzy Niemcami a Czechosłowacją. Wówczas cały nasz handel zagraniczny w kierunku zachodnim byłby przecięty. Sami nie bralibyśmy udziału w wojnie, a jednak odczulibyśmy jej ujemne skutki. Na szczęście jednak posiadamy własny dostęp do morza i to nam pozwala utrzymywać stosunki gospodarcze z całym światem tak w okresach powszechnego pokoju, jak i podczas zawieruchy wojennej. Morze bowiem nie oddziela poszczególnych krajów, lecz przeciwnie łączy je i jest najtańszą drogą komunikacji.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”