Rolnictwo
Sołtys — i jego rola
Sołtys—to pierwszy obywatel w gromadzie. Jednak sołtysowanie, zwłaszcza z czasów wojny pozostawiło przeważnie przykre, a nawet upokarzające wspomnienia. Bowiem wtenczas sołtys był jedynie pachołkiem, po-pychadłem obcych władz i ludzi. Ciągłe jeżdżenie z podwodami, przebywanie poza domem nieraz całymi tygodniami, poniewierka po świecie nie czyniła rzeczywiście z tego urzędu stanowiska ani zaszczytnego, ani tym bardziej przyjemnego. Po wsiach wspomnienie tych czasów jeszcze się nie zupełnie zatarło. Ale to nie jest wszystko, co ludzi odstręcza od przyjmowania tej godności w czasach obecnych, a więc już stosunkowo spokojnych i normalnych. Często przyczyną jest pogląd, że sołtysem może i powinien być przede wszystkim ten, który ma najmniejszą gospodarkę, najwięcej czasu, albo kto gospodarki zaniedbuje. Szanujący się rzekomo gospodarz, który chce porządnie prowadzić swoje gospodarstwo, nie może—właśnie według tego rozpowszechnionego poglądu — poświęcać się urzędowi sołtysa, wymagającemu bądź co bądź sporo czasu i poświęcenia, a przy tym nie zawsze zaskarbiającemu popularność; o nią łatwiej podobno na „niwie" dobrowolnej, ochotniczej, z reguły dorywczej pracy społecznej. Zapewne, że takie patrzenie na ten najniższy w Polsce urząd nie wynika tylko z jakiegoś specjalnego, nieuzasadnionego uprzedzenia wsi. Składa się na to wiele przyczyn, leżących także poza wsią: bardzo słabe możliwości i środki, jakie posiada gromada dla własnej działalności w zakresie zaspakajanie miejscowych, gromadzkich potrzeb, wynikających ze sąsiedzkiego współżycia; niedocenianie roli gromady przez „górę", a w rezultacie traktowanie przez nią sołtysa wyłącznie jako ostatnie ogniwo, przez które działa, daje o sobie znać władza, umiejscowiona gdzieś daleko i wysoko, a której sołtys jest tylko posłusznym narzędziem, wykonawcą jej poleceń; wreszcie głębokie przeniknięcie do gromady wszelkiej polityki, która jej na dobre nie wyszła. To wszystko jest prawda. Ale prawdą jest również, że sołtys musi pozostać tym ostatnim ogniwem w działaniu całej administracji państwowej, tym, przez którego daje o sobie znać wola Państwa, nakazy i zakazy władz. Inaczej bowiem musielibyśmy dla tych specjalnie celów tworzyć na wsi jakieś osobne stanowiska, jakiś nowy urząd, co tak ze względów oszczędnościowych, doboru ludzi, sprawności samego działania nie byłoby celowe. Natomiast świadoma wola wsi, mocna i zgodna jej opinia winna nadać znaczenie, jakie słusznie należy się sołtysowi we wsi, uczynić z niego rzeczywistego kierownika gromadzkiego życia i działania, wyraziciela jej woli i dążeń. Co jest dziś złego w organizacji gromady, co w związku z tym pomniejsza jej rolę w życiu, co degraduje (poniża) sołtysa do roli „pachołka" — winno być przedmiotem wspólnych przemyśleń. Przemyślana wola wsi zmienienia tego stanu rzeczy musi i na pewno zaważy na dalszych losach gromady. Dlatego musimy ją tworzyć. Myślę jednak, że trzeba zacząć od siebie, od wewnętrznego życia gromady. Dlatego w pierwszym rzędzie winniśmy wykorzenić pogląd, że urząd sołtysa nie godzien jest prawdziwego, honorowego gospodarza. Bez ponoszenia odpowiedzialności, bez narażania się, bez ofiar wreszcie — niewiele można zrobić. Jeśli wybierać będziemy ludzi przodujących we wsi, jeśli wymagać będziemy od nich rzetelnego przewodzenia w gromadzie i jeśli będziemy sami czynnie współdziałać — stanowisko sołtysa stanie się prawdziwą godnością, a nie tylko najniższym urzędem w Polsce. Bo w istocie rzeczy rola i zadania, jakie sołtys może spełnić w gromadzie — poza tą urzędową niejako stroną — są wielkie. Jako organ wykonawczy gromady — organizacji samorządu — sołtys musi ogarniać całość potrzeb gromady, wysuwać, a następnie wykonywać prace związane z zaspaka-jeniem tych potrzeb. Myślenie o potrzebach gromady jest obowiązkiem wszystkich mieszkańców gromady, radnych gromadzkich. Ale najpierwszy to obowiązek sołtysa. Potrzeb tych jest moc, gdy się rozejrzeć po wsi. Trzeba tylko zorganizować wspólne gromadzkie działanie, następnie nim pokierować. Trzeba nadto wiedzieć czego wsi potrzeba; wieś wszystkiemu sama nie podoła, dlatego trzeba zorganizować, stworzyć jej wolę, a następnie przekazać ją tam gdzie potrzeba, by „góra" wiedziała czego wieś żąda, koło czego się krząta. Przodująca rola orgnizatora, inicjatora, kierownika i przodownika należy właśnie do sołtysa. Mówmy szczerze. Na wsi jest mało ludzi takich, których stać na myślenie o sprawach zbiorowych, którzy umieją koło tych 170 t spraw zapobiegliwie chodzić. Dlatego myślę, że rola sołtysa nie ogranicza się tylko do organu gromady jako jednostki samorządnej. Życie wsi jest jednością; działalność gromady, kółka rolniczego, koła młodzieży, spółdzielni takiej czy innej jest ze sobą mocno powiązana; zresztą najczęściej jedni i ci sami ludzie zasiadają tu i tam, raz jako sołtys, raz jako prezes kółka rolniczego, to znowu jako prezes zarządu spółdzielni. Wszystkie organizacje — poza gromadą — mają swoje specjalne cele, pracują na rzecz i przy pomocy swoich członków, a więc pewnej części tylko mieszkańców gromady; gromada natomiast jest organizacją, która swoją działalnością może obejmować całość potrzeb, wynikających ze zbiorowego życia wsi i wszystkich jej mieszkańców. Dlatego widzi mi się, że rola sołtysa jest wielka i odpowiedzialna, by łączyć i uzgadniać działalność wszystkich organi-zacyj na wsi, przeciwdziałać powtarzaniu tej samej roboty przez dwie różne organizacje, łączyć wszystko w jakiś plan, mający swój cel i uzasadnienie w warunkach danej wsi. Pewnie, że nie można tego robić jakimiś nakazami, utrudnieniami, kładzeniem kłód pod nogi, ale perswazją, przekonywaniem w drodze wymiany myśli, organizowaniem jakichś międzyorganizacyjnych rozmów. Jak ma wyglądać życie wewnętrzne wsi — tego nie możemy ustalać od góry dla wszystkich gromad jednakowo. Nie potrafi tego zresztą nikt zrobić. Ale można jednak z góry powiedzieć, że nie ma bodaj na wsi sprawy, dotykającej jej życia publicznego, przy której współdziałanie sołtysa nie mogłoby się okazać potrzebnym. Weźmy choćby, jako przykład, Przysposobienie Rolnicze. Prowadzą je organizacje młodzieżowe i formalnie gromada, a więc ani rada gromadzka, ani sołtys nie mają tu nic do gadania. Mogą się tylko cieszyć, gdy dobrze idzie, lub ubolewać gdy kuleje albo w ogóle nie jest prowaazone. Właśnie wtedy gdy niedomaga — trzeba mu pomóc. Powołanymi do tego są wszyscy. Ale gdy z sołtysa czynimy przewodnika wsi, będzie jego obowiązkiem, stworzyć wśród młodzieży potrzebę PR, pomóc przy zorganizowaniu zespołu, nabyciu materiału nasiennego czy hodowlanego itp., przekonać nieufnych albo starszych gospodarzy o pożyteczności PR, którzy przecie darzą, a darzyć winni większym zaufaniem sołtysa. Pewnie, że sołtys nie będzie kierownikiem zespołu. Ale na nim, jako pierwszym obywatelu, ciąży obowiązek inicjatywy, następnie usuwania wszelkich przeszkód, czynnej pomocy, jeśli zajdzie potrzeba, podsycania pracy. ..Dwaj przyjaciele" Fot. W. Baran. Nie popadajmy jednak w przesadę. Nie można za dużo wymagać od sołtysa, nie można się na niego zawsze oglądać, nim wyręczać. Chodzi o co innego, znacznie prostszego, o to mianowicie, byśmy tak życie publiczne tworzyli, by z sołtysa uczynić przewodnika wsi; sołtys nie ma być prezesem kółka, czy spółdzielni, czy spółki maszynowej, choć nim być może, ma być natomiast wyrazicielem całości potrzeb zbiorowych wsi, organizatorem jej życia publicznego, inicjatorem i opiekunem prac prowadzonych przez innych, a wreszcie czynnikiem, który będzie łączył prace poszczególnych organi-zacyj w pewną planową całość. Nie jest to jego przywilej, jakaś specjalnym prawem przepisana nadrzędność w stosunku do wszystkich organizacyj, ale obowiązek, który wynika z potrzeby ładu w wewnętrznym życiu wsi, a którego ktoś musi się podjąć.
“ Serwis poświęcony zagadnieniom oraz nowinkom na temat rolnictwa w okresie przedwojennym. Mam głęboką nadzieje, że zawarte tutaj rady, znajdą zastosowanie w rolnictwie teraźniejszym.”